poniedziałek, 30 listopada 2015

Rozdział 9 ,,Wyprawa''

  Uniosłem głowę. Tego się nie spodziewałem. Myślałem, że będzie mnie pocieszał, jak wszyscy inni. Miał zamyślony wyraz twarzy. Nieczęsty widok u niego.
- Nie wszyscy będą cię głaskać po główce poczwarko. Niektóre decyzje będziesz musiał sam podjąć, będąc w kropce. Więc, będziesz się nad sobą użalał, czy pójdziesz uratować tego demonika za trzy grosze? 
  Westchnąłem i wstałem. Oddałem Zielarzowi jego kurtkę. Po raz pierwszy od dawna uśmiechnąłem się. 
- Głupie pytanie - odpowiedziałem mu. Idziesz ze mną?
  Wzruszył ramionami z drapieżnym uśmiechem i błyskiem w oku.  
- Głupie pytanie - odparł. - Zawsze będę tak gdzie będzie mordobicie. 
- Sadysta.
 Puścił mi łobuzerskie oko. 
- Nigdy nie twierdziłem, że nie poczwarko. 
 Odwrócił się i poszedł w stronę apartamentów dla gości.
- Ej, Zielarzu, jak masz na imię? -zawołałem za nim.
- Herbalist - odparł nie odwracając twarzy, ale w jego głosie pobrzmiewało rozbawienie.
Parsknąłem śmiechem. 
Herbalist, w języku irlandzkim oznacza - zielarza.  

  W moim pokoju było niezłe zbiorowisko. Aron, Marcus i Alicja najwyraźniej na mnie czekali. Uśmiechnąłem się do nich szeroko, ale nie szczerze. Nie lubiłem jak mi ktoś wchodził na głowę, a oni robili to permanentnie ostatnimi czasy. 
- Co jest? Umarł ktoś jeszcze? - zażartowałem. 
- Jeszcze nie, ale ze pięć minut będzie trzeba zrobić nową trumnę - odparowała natychmiastowo Alicja, a Aron zachichotał.
- O, a dla kogo? - udałem greka. Tylko jeden idiota jest na tyle głupi, by chcieć zaatakować mini armię. 
Zignorowała pytanie. 
- Oskar, to jest szaleństwo - powiedziała zmartwiona.
Chętnie się zgodziłem.  
- Definitywnie, ale co innego mi pozostało? Jak mam żyć bez matki, miłości, z beznadziejnym nauczycielem i siostrą która ma własne problemy? Nie mogę udawać, że nic się nie stało, wiecznie siedzieć w cieplutkim gnieździe i pogrążać w pięknej i poetyckiej rozpaczy. Muszę zaryzykować, bo tu się zwyczajnie duszę. 
Alicja westchnęła i powiedziała:
- W takim razie nie ma większego sensu próba zatrzymania cię tutaj, prawda? 
Wychodząc z tym całym zbiegowiskiem, poklepała mnie po ramieniu i wyszła bez słowa pożegnania. Spakowałem się szybko i poszedłem w stronę świątyni, gdzie była moja matka. Leżała w trumnie na ołtarzu, otoczona kwiatami, które tak kochała. Całe morze kwiatów i emocji nimi wyrażonych. Każdy elf od małego zna język kwiatów, dlatego nie znalazłem tu ani jednej rośliny oznaczającego szczęście, czy radość. Ja nie przyniosłem nic. Było mi trochę z tego powodu wstyd, bo mama mnie od małego uczyła, że nigdy nie wolno wejść na cmentarz bez podarunku dla dusz, ponieważ może to je urazić. Ale czułem pustkę i smutek. Pomimo tego, że była raczej kiepska w swojej roli opiekunki. Od śmierci mojego ojca, gdy miałem siedem lat, nie umiała się mną dobrze zająć. Zazwyczaj się tym zajmował ojciec. Miała za to wiele innych zalet. Zawsze dbała o swój lud, kochała naturę, była bardzo mądrą i sprawiedliwą osobą. Pomodliłem się i rzekłem do niej: 
- Podobno ludzie umierają, gdy już nie mogą stać się lepsi. Tak sobie usprawiedliwię twoją śmierć, matko. 
  Rzuciłem jej ostatni uśmiech i wyszedłem ze świątyni. Nie mogłem tu dłużej zostać. Ona zawsze chciała dla mnie szczęścia, a tam mogłem tylko pogrążać się w smutku. Dlatego nie pozostaje mi nic innego jak udać się na poszukiwanie mojego szczęścia. 

   Z oddali obserwowałam jak Oskar, mój brat magii, odjeżdża z chłopakiem, nazywanym Zielarzem. Bardzo się o nich martwiłam, bo nie jechali na ustawioną walkę szkoleniową. To będzie prawdziwe niebezpieczeństwo. 
  Aron położył mi rękę na ramieniu. 
- Uspokój się - szepnął, by podnieść mnie na duchu.
- Nie mogę. Nie znam Zielarza, nie wiem czy mu nie wbije przy najbliższej okazji noża w plecy.
- Ale ja go znam. Jest cyniczny, sadystyczny, cwany, inteligentny, bystry, gdy był mały zamordował swoich przybranych rodziców, którzy władają faerie. Za pieniądze jest w stanie zrobić niemal wszystko. Nic nie zrobi, jeśli nie zobaczy w tym wyraźnych korzyści, ale mimo to, z jakiegoś powodu poszedł na samobójczą wyprawę, by uratować osobę, której nawet nie lubi. To znaczy, że coś w Oskarze mu się spodobało na tyle, by za nim pójść i pozwolić mu się tytułować jego przyjacielem.
 - Coś w tym jest, ale tak czy siak, się martwię - burknęłam pod nosem.
- Wiem, w końcu jesteś jego siostrą, nie? - uśmiechnął się. - Ale prawdą jest, że nie możesz go wiecznie traktować jak różę i trzymać pod kloszem*.
  Westchnęłam i pokiwałam głową.
- Masz rację, ale on jest jeszcze taki głupi i naiwny... Nie wiem jak sobie poradzi, bez niczyjej pomocy w tym brutalnym świecie.
  Aron objął mnie w pasie.
- Jak powiedział - ty masz swoje sprawy, a on musi wziąć się za swoje. Kiedyś może cię zabraknąć i co wtedy zrobi? Bez wolności i bezpośredniego poznania świata - nie dojrzeje do życia. Po za tym, niech lepiej teraz dowie się co to odpowiedzialność, bo to przez niego zaginął Will. On nawet nie wie, czy go na prawdę kocha. To czy się podda zaważy o jego losie, więc pozwól mu napisać własną historię.   

Część II
  Po wyjeździe z Eleves, ruszyliśmy do miejsca gdzie nas zaatakowano.  Zielarz powiedział, że potrafi czytać z śladów. Nie pytałem skąd ma taką wiedzę, bo jego umiejętności pomogą nam odszukać Willa.
  Chłopak kichnął.
- Zdrowie - odpowiedziałem automatycznie. 
-Mam uczulenie na końską sierść - odparł, pocierając z irytacją ręką nos. - Tak z czystej ciekawości, w jakim stanie spodziewasz się go znaleźć?
 Wzruszyłem ramionami, Myślałem już nad tym i wszystko wydawało mi się dosyć jasne.
- Ważne by żył. Choć, pogodziłem się już z tym, że istnieje możliwość, że już nie żyje.
- Wiesz, że może cię nie pamiętać? - znów kichnął i zażył jakieś leki.
- Dlaczego? - zdziwiłem się.
 Spojrzał na mnie jak na idiotę,
- Halo? Zejdź na ziemię, Nie dość że prawdopodobnie wącha kwiatki od spodu, to może być gorzej. Co jeśli będzie na wpół obłąkany? Albo będzie tak źle, że nie będzie cię znał? Co wtedy? 
- Nic - odparłem krótko. - Szaleństwo da się wyleczyć, a jeśli będzie miał amnezję, to stworzymy nowe wspomnienia.
  Prychnął z pogardą,
- Optymista - skomentował tylko.
- Pesymista - odparowałem z uśmiechem.
  Zmrużył oczy, przez co wyglądał nieco jak oburzony kot.
- Czy ty chcesz wejść ze mną na słowną ścieżkę wojenną? - zapytał z udawaną powagą.
- A co jeśli tak magiczny kocie?
- To przegrasz poczwarko - odpowiedział ze sarkazmem.
- Swoją drogą dlaczego nazywasz mnie poczwarką? - zmieniłem temat
- Powiem ci jeśli ty mi powiesz dlaczego do mnie mówisz per ,,kot''.
  Uśmiechnąłem się z rozbawieniem.
- Bo zachowujesz się jak kot. Teraz twoja kolej.
- Niezbyt głębokie - mruknął złośliwie. Jak kot. - Gdy się spotkaliśmy w Czerwonej Róży, byłeś larwą, Niczego nie świadomą, głupią larwą. Pełen bzdurnych ideałów. Potem się zmieniłeś,Wtedy gdy zaginął demonik za trzy grosze, zmieniłeś się w poczwarkę. Wprost nie mogę się doczekać, kiedy przemienisz się w motyla. 
- Głębokie, nie ma co - skomentowałem. 
  Chyba wolałem nie pytać kiedy według niego nastąpi przeobrażenie w motyla.

  Gdy po kilku godzinach dojechaliśmy na miejsce napaści,widok który zobaczyliśmy, wprawił nas w co najmniej szok. Wyglądało, to wszystko jakby tu co najmniej tornado przeszło.Drzewa połamane i nadpalone. Trawa doszczętnie spalona. Prawdziwe pobojowisko.
-No nieźle. Will pokazał pazurki, nie? - zagadnął. - Dobra, czas na małe śledztwo! 

*nawiązanie do ,,Małego Księcia''
Co wy na to, żeby następny był jeszcze dłuższy? Będzie w nim więcej akcji i poznamy nieco naszego tajemniczego Zielarza, bo po za morderstwem ma kilka...naście grzechów na sumieniu. Przyjrzymy się też bliżej jego związkowi z Oskarem. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz