poniedziałek, 23 listopada 2015

Rozdział 8 ,,Czy...''

  Po chwili wróciła z Aronem i Marcusem. Jeden złapał mnie za ręce, drugi za nogi i wynieśli, jak kłodę. Krzyknąłem z oburzeniem, ale moja wymowna apelacja została pominięta przez ich wybiórcze mózgi. 
- Oj, młody, aleś ty przytył - zauważył Marcus.
- Nie, to ty osłabłeś, głupi staruchu - odparowałem zły.
  Parsknął.
- Wiesz, mimo wszystko mam trochę lat na karku. 
  Wynieśli mnie z domu i wrzucili do... poidła dla koni. 
- Co wy do diabła robicie?! - wrzasnąłem wściekły. 
-Jak to co? Zwłoki po kilku dniach zaczynają strasznie śmierdzieć i gnić, więc je konserwujemy - odparł Aron z uśmiechem.
Wyburczałem parę słów, które nie nadają się do powtórzenia.
-Ale wygląda na to, że nasze zwłoki ożyły - powiedziała Alicja z udawanym smutkiem.
  Nie wiedziałem, czy mam się śmiać, czy płakać, czy ich rozszarpać na strzępy. Chcieli mnie pocieszyć, ale co z tego? Może i moja rozpacz nie zwróci mi Willa, ale nieco ukoi mój ból. Strumienie łez, gaszą ogień serca. Tak mój ból. Wszyscy ludzie świata są egoistami. Każdy robi coś dla siebie. Pomaga dla zagłuszenia wyrzutów sumienia. Kochają dla siebie. Żyją dla siebie.
-Zostawcie mnie w spokoju- wstałem i odgarnąłem z oczu grzywkę.
-A ty gdzie się wybierasz?- spytał Marcus.
-Spakować się. Wyjeżdżam - odparłem krótko.
-Em, Oskar, nie sądzę, by to był dobry pomysł. Ich jest zbyt wielu, a mi nie wolno opuścić Eleves...
  Odwróciłem się gwałtownie. Podszedłem do niej, patrząc jej w oczy. Maskowane współczucie i litość wypłynęły zza jej maski. 

- Howard, egocentryczko, nie myśl sobie, że wszystko się kręci wokół ciebie. Jestem wolny, nic mnie tu nie trzyma. Nie chcę uratować Willa, tylko siebie. Siebie moją dusze. chcę zaspokoić swoje wyrzuty sumienia. Chcę zapełnić dziurę w moim sercu - syknąłem. - Życzę ci, abyś tego nigdy nie przeżyła.
- Oskar odwiedziłeś swoją matkę? - zapytał ni z tego ni z owego Markus. 
Wziąłem głęboki wdech na uspokojenie. 
- Nie. Jeszcze nie. 
 - Więc, powinieneś wiedzieć, że jest jedna osoba która cię tu trzyma. Ostanią jest Alicja.
- Chcę powiedzieć, że twoja matka, umarła dwa dni temu - oznajmił grobowym głosem.
Obok mnie pojwił się Zielarz.
- Och, tylko nie to! Teraz przesłuchanie bedzie przesuniete! - powiedział niezadowolony. 
  Byłem w zbyt wielkim szkou, by zdziwić się że tu jest. Moja mama... Jak to możliwe? 
- Była chora. Trzy dni temu ukąsił ją pająk, nie poradziła sobie z trucizną.
- Nie, to nie możliwe - szepnąłem. - Tak silna osoba... - Zostawcie mnie...
- Oskar... - zaczęła Alicja.
- WON! - ryknąłem. 
  Odeszli. Chociaż nie. Jedna osoba została. Został Zielarz. Mimo, że byłem wdzięczny, że został i nie posłuchał moich rozkazów, chciałem zostać sam. 
  W końcu nie wytrzymałem i wybuchłem spazmatycznym szlochem. Nie było w tym nic pięnkego. Nic szlachetnego. Nie tak wyglądaja bohaterowie epopei narodowch, gdy rozpaczają nawet  po śmierciswoich wrogów. Zielarz przykrył moją głowę swoję kurtką. Miała inny zapach. Chyba bazylii. Myślę, że jej zapach zmienia się z każdym dniem. 
- Prawdziwy mężczyzna nigdy nie pokazuje swoich łez.
- Przecież łzy to oznaka słabości.
- Oskar, łzy pokazują, że kogoś kochasz. Że masz o co walczyć. To jest oznaka siły. To dlatego Will dał radę poświęcić swój najświętszy skarb dla ciebie. Poświęcił swoje życie. To najdoskonalej wyraziło jego miłość do ciebie, Myślisz, że on nie płakał? Głupiec. On płakał bardziej od ciebie. Tylko w duszy. Wyobraź sobie, on już tyle żyje, miał wiele miłości, ale zdecydował, że zginie za ciebie. Dla, jednego nic nie znaczącego elfa, który go oszukał. Jak myślisz, czym jest twoja pierwsza, słaba miłość w porównaniu do do niego? Myślisz, że jesteś wart jego miłości i poświęcenia? Czy będziesz o niego walczyć? Czy pokochasz go na tyle mocno, że będziesz na tyle wartościowy, by móc się nazywać jego chłopakiem. A może... złamiesz mu serce? Znowu? Najważniejsze pytanie brzmi: czy tego chcesz? Czy tak na prawdę udajesz bohatera tragicznego?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz